- Kategoria: Skarżysko na Plus
- Michał
SkarFiction - Potwór z Rejowa
Jakiś czas temu skarżyskie portale obiegło sensacyjne zdjęcie dziwnego stworzenia pływającego w pobliżu wysepki na zalewie Rejów. Za duży jak na rybę, pokryty błyszczącą skórą garb plusnął w wodę zaledwie metr od spławika wędki trzymanej przez zdumionego tym faktem wędkarza.
A że był to młody wędkarz i smartfona miał z funkcją automatycznego uruchamiania migawki w aparacie, a w dodatku przypadek sprawił, że chcąc zarejestrować swój potencjalny połów, smartfon na podnóżku miał ustawiony i zamiast rybki, dziwnego stwora zarejestrował.
Zdjęcie udostępniono i w sieci zawrzało. Początkowo traktowano sprawę jako żart, jednak po tym jak znany kryminolog ze stolicy, specjalnie wezwany do tej sprawy, autentyczność zdjęcia potwierdził, przestano się śmiać. Rejów zalała fala poszukiwaczy skarbów, fanów teorii spiskowych i wszelkiej maści gapiów i ciekawskich. Domki na Rejowie już dawno nie były tak zapełnione. Przyjechała nawet ekipa ze Szkocji z nabitym elektroniką sonarem, którym to przeskanowano cały zalew w poszukiwaniu potwora. Jednak oprócz rekordowej wagi szczupaka, zwanego pieszczotliwie przez okolicznych wędkarzy „Pięknisiem”, ze względu na parę błyszczących woblerów zwisających mu z pyska, które to po zacięciu swą siłą i masą obrywał, nic nie znaleziono. Mijały dni, emocje opadły, a Rejów opustoszał. Jak to często bywa w takich sytuacjach, prawda wyszła na jaw przez przypadek. Otóż podczas wywozu odpadów wielkogabarytowych z pobliskiego osiedla Skałka, natknięto się na podejrzanie wyglądające fiolki. Zawiadomiono odpowiednie służby, które z nakazem sądowym przeszukały pobliską posiadłość niejakiego Zygmunta B., jak się później okazało nauczyciela biologii w jednej ze skarżyskich szkół. W piwnicy znaleziono laboratorium. Od razu pomyślano, że to fabryka amfetaminy, lub nie daj Panie Boże – bimbru. Sam pan Zygmunt jednak zaprzeczył i sprawę przyparty do muru szczegółowo wyjaśnił. A mianowicie jako magister biologii z dodatkowym fakultetem z chemii, posiadł wiedzę pozwalającą mu na ekstraktowanie substancji z mieszaniny rybiej ikry i żabiego skrzeku, którą to aplikował sobie podskórnie, z czasem zyskując nadnaturalne jak na człowieka zdolności. Urosły mu skrzela, palce złączyła błona, a skóra stała się śliska i częściowo pokryta łuską. Korzystając ze swych „mocy” pławił się wieczorami lub nocą w Rejowie, gdzie przez swą nieuwagę dał sobie zrobić zdjęcie. Zygmunta zamknięto w celi i wszczęto dochodzenie. Pod lupę poszła w pierwszej kolejności szkoła. Z przesłuchania dyrektora można było się dowiedzieć, że pan Zygmunt jako nauczyciel z długim stażem pracy cieszył się nieposzlakowaną opinią. Był tak dobry w tym co robi, że nawet na jego pewne ekstrawagancje przymykano oko. Otóż nie nosił nigdy sandałów, zawsze chodził w golfie, a na dłonie zakładał rękawiczki, co tłumaczył poparzeniami z dzieciństwa. Sprawa zakończyła się równie tajemniczo jak się zaczęła. Pan Zygmunt nad ranem z celi zniknął. Ekstrakt dał mu jeszcze jedną niesamowitą umiejętność, a mianowicie niezwykłą plastyczność. Nocą przecisnął się przez kraty i spłynął na wolność rurą kanalizacyjną. Słuch o nim zaginął, lub co byłoby słuszniejszym stwierdzeniem, przepadł jak kamień w wodę. Plotki głoszą że zapadł w letarg w mule w jednym ze świętokrzyskich zbiorników wodnych, natomiast głosiciele teorii spiskowych są zdania, że został zwerbowany przez agencje rządowe do tajnych eksperymentów nad nowym rodzajem broni biologicznej. Kto wie, może prawdy nie dowiemy się nigdy.
Przyp. aut. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Jacek Łabuda