- Kategoria: Skarżysko na Plus
- Michał
Oświajanie świata - Piękno różnorodności
W czasach mojego dzieciństwa, czyli wiele wiosen temu, kiedy wiedzę o egzotycznych krajach i „egzotycznych” ludziach czerpało się ze skądinąd ciekawych książek Szklarskiego i enerdowskich filmów o Indianach i kowbojach, wszelkiego rodzaju „odmieńcom” wiodło się kiepsko. Każda inność budziła nieufność, niechęć, pogardę lub chęć dokuczenia.
Ciężko było być piegowatym, bo choć piegi stały się później uroczym dodatkiem do urody, wtedy kojarzyły się ze szpetotą, a ich właścicieli określano mianem indyczego jaja. Dziś naturalnie rude włosy robią furorę, ale niegdyś, gdy stawiałam swoje pierwsze litery, człowiek rudy a priori był wredny i należało go unikać. Podobnie nieciekawie żyło się leworęcznym, zwanym mańkutami (lub błędnie: majkutami), których bito linijką po łapach, żeby wreszcie zaczęli pisać po bożemu, z użyciem prawicy. Wegetarianin (rzadkość kiedyś wielka) nazywany był jaroszem i określenie to, choć słownikowo poprawne, posiadało lekko pogardliwe zabarwienie. Jarosz=dziwak. Ateista nazywany był ateuszem, żeby było mu przykro i z reguły użalano się nad jego nieszczęściem, jakby ateizm był jakąś nieuleczalną a nabytą niegodnie chorobą typu syfilis. O gejach i lesbijkach nie mówiło się wcale, jakby nie istnieli. A oni istnieli, cierpiąc w ukryciu i starając się nie zdradzić swojej orientacji, bo to oznaczałoby śmierć cywilną i towarzyską. Nie mówiło się o tym, że w Polsce żyją Tatarzy i nie każdy wierzy w Matkę Boską. O ciężkich chorobach, jak gruźlica czy rak mówiło się szeptem, jakby chorowanie było hańbą i rodzinnym skandalem. Ludzi na wózkach prawie się nie widywało, bo nie wynurzali się z domów. Podobnie było z cierpiącymi na zespół Downa. Wszelkiego rodzaju ułomności, niedoskonałości czy upośledzenia były wstydliwie ukrywane, a dotknięci nimi ludzie nie mieli zbyt wielkich szans na normalne życie.
Tak było kiedyś. Potem edukacja osiągnęła większą wydolność i wyższy poziom, upowszechniła się telewizja, pojawiały się filmy i książki przybliżające świat. Jeszcze potem ludzie zaczęli podróżować, wreszcie pojawił się Internet. Świat się skurczył i wyjawił wiele swoich tajemnic. Leworęczność stała się normalna, podobnie jak noszenie okularów czy posiadanie piegów. Nie patrzy się już wilkiem na rudzielców, a ludzie na wózkach widywani są nawet w dyskotekach, choć do zapewnienia im pełnego komfortu życia wciąż jeszcze w naszym kraju daleko. Mimo, że lesbijka nie musi już udawać przykładnej żony, a wegetarianin może bezwstydnie zamówić w restauracji bezmięsne danie, stereotypy pętające naszą narodową mentalność i nasze indywidualne myślenie wcale nie rozpłynęły się w przestrzeni. Wciąż są. Wciąż oddzielają nas od innych. Większość Polaków najlepiej czuje się w środowisku jednorodnym, gdzie nikt się nie wychyla z ateizmem, weganizmem, homoseksualizmem, żydowskim pochodzeniem czy inną „innością”. Polacy bardzo boją się inności. Czują się zagrożeni i niepewni przy spotkaniu z człowiekiem o ciemnej karnacji, innowiercą albo kimś na wózku.
A przecież każdą inność można oswoić. Dzieje się tak wtedy, gdy zadamy sobie trud poznania. Poznania i zrozumienia tego „innego”. Do tego potrzeba dobrej woli, empatii i odrobiny rozumu. Wtedy okaże się, że muzułmanin nie wierzy w jakiegoś abstrakcyjnego Allacha („Allach” to po arabsku to po prostu Bóg) tylko w tego samego Boga co żyd i chrześcijanin. Wtedy okaże się, że chłopak z porażeniem mózgowym jest zdolnym poetą, Cygan zdał maturę, a gej jest doskonałym prezydentem miasta. Przerażające hordy uchodźców (a każdy owinięty pasem szahida) to w rzeczywistości ludzie zranieni, przestraszeni i zagubieni we wrogim im świecie. Pomijając już fakt, że w Polsce właściwie ich nie ma. Świadkowie Jehowy to nie „kociarze”, tylko ludzie szukający swojej drogi do szczęścia. A ateiści bywają bardziej moralni, empatyczni i współczujący niż niejeden chrześcijanin. Bo jesteśmy różni, bardzo różni. Tyle, że mamy wspólny mianownik: człowieczeństwo. A co za tym idzie, wszyscy pragniemy być szczęśliwi. Wszyscy pragniemy uniknąć zagłady. Każdy człowiek to kompletny świat i nie jest ważne, czy świat ten porusza się w fotelu na kółkach, czy kłania się w kierunku Mekki, albo mijając kościół, robi znak krzyża. Ważne jest to, co ten świat może nam dać, gdy tylko mu na to pozwolimy. Nie stawiajmy sobie i innym niemądrych, pozbawionych sensu barier. Dajmy sobie szansę. Zobaczmy, jak pięknie możemy się różnić.
Beata Jaworska-Woźniak