- Kategoria: Wywiady
- User
Pokolenie tamtych dni
Dokładnie siedemdziesiąt lat temu, dwudziestego siódmego września, w oblężonej Warszawie członkowie Rady Naczelnej ZHP zdecydowali, że harcerstwo podejmie działalność konspiracyjną. Na jej potrzeby organizacja harcerzy przyjęła kryptonim „Szare Szeregi”.
Z okazji rocznicy upamiętniającej ten fakt Stowarzyszenie Szarych Szeregów Samodzielny Krąg w Skarżysku zorganizował w Miejskim Centrum Kultury wieczornicę.
Wśród jej uczestników, którzy specjalnie na tę okazję przybyli w mundurach harcerskich i żołnierzy AK byli goście honorowi: rodzina nieżyjącego już Jana Rutyny - Komendanta Szarych Szeregów w Skarżysku i synowie Haliny Kierkowskiej – drużynowej ZHP w czasach konspiracji.
Po części oficjalnej, którą poprowadził Jerzy Bilski – przewodniczący Samodzielnego Kręgu Stowarzyszenia Szarych Szeregów była okazja do serdecznych powitań i wspólnych wspomnień wiarusów.
- Za okupacji uczyłem się w Radomskiej Szkole Technicznej. Ze Skarżyska do Radomia dojeżdżałem pociągiem. Miałem wtedy dwanaście lat. Pamiętam, że zaraz po przysiędze dostałem pierwsze zadanie do wykonania. Od łącznika dostałem polecenie, że mam się zgłosić na ulice Piłsudskiego. Kiedy przybyłem pod wskazany adres jeden z komendantów AK, zapakował mi do teczki kilka sztuk broni, amunicję i list. Miałem z tym dotrzeć na ulicę Zielną do państwa Bogackich. To było po drugiej stronie dworca kolejowego. Kiedy dochodziłem do wiaduktu nagle zza drzewa wyszło trzech niemieckich żandarmów. Chcieli mnie zatrzymać. Nas w tej szkole uczyli języka niemieckiego, więc trochę go znałem. Powiedziałem, że jadę do szkoły. Pokazałem nawet szkolną legitymację. Tam wszystko było po niemiecku napisane. Jeden z żandarmów się uśmiechnął i powiedział, że dobrze mówię po niemiecku. Puścili mnie. Kiedy dotarłem na Zielną, u Bogackich czekało na mnie pięciu partyzantów. Pamiętam, jeden z nich powiedział mi wtedy, że gdyby nie my z wywiadu to oni nigdzie nie mogliby się ruszyć. Później działałem przy sądzie wojskowym, ale byłem też łącznikiem – wspomina porucznik AK Tadeusz Bilski z Suchedniowa.
W tamtych niespokojnych czasach połączyły ich nie tylko wspólne losy, smutek i waleczny trud, ale przede wszystkim połączyła ich także nienawiść do wspólnego wroga.
- Walczyłem pod komendą Antoniego Hedy-Szarego. Byłem w saperskim patrolu szturmowym w drużynie „Korsarza”. Sytuacja była trudna. Z jednej strony byli Niemcy z drugiej ciągle przemoczone ubranie. Wiosna, lato, jesień, zima zawsze w tym samym wilgotnym mundurze trzeba było siedzieć. Nie było takiej możliwości, aby pójść do domu i się przebrać. Las był dla nas drugim domem – mówi major AK Mieczysław Cukrowski.
Wojna niszczyła wszystko. Domy, przyjaźnie, moralne wartości. Unicestwiała życie. Często bywało tak, że rodzinne spotkania nawet te chwilowe gdzieś na ulicy, były ostatnimi. Pozostał smutek i żal.
- Czy było warto walczyć…? Zawsze! To był nasz patriotyczny obowiązek. My wyssaliśmy to z mlekiem matki. Jasne, że nie wszyscy to czuli, ale dla większości z nas to była potrzeba chwili. To były nasze młodzieńcze lata. Człowiek o wielu sprawach nie myślał. Szło się na żywioł. Pamiętam, kiedy zaczęły się pierwsze bombardowania mieliśmy harcerskie dyżury na dworcu kolejowym. Żołnierzom wyjeżdżającym na front nosiliśmy kawę i bułeczki. Nagle w tym całym zamieszaniu i wrzawie usłyszałem swoje imię. Ktoś mnie wołał. To był mój brat Kazimierz. Był porucznikiem w czwartym pułku piechoty. Wyjeżdżał na front. Rozmawialiśmy dosłownie przez chwilę. To była nasza ostatnia rozmowa. Zginął w trzydziestym dziewiątym roku pod Kockiem w ostatniej bitwie września.
W okresie okupacji działałem w konspiracji w kompanii „Olcha” na terenie miasta, a następnie w oddziale partyzanckim porucznika „Młota” a później „Szarego”. Przeszedłem cały szlak bojowy II Dywizji Piechoty Legionowej AK. Młodzież wychowana w drugiej Rzeczypospolitej była bardzo patriotyczna. Wtedy wiedzieliśmy, że to jest nasz święty obowiązek – wspomina Ryszard Rutyna, brat Jana i Kazimierza.
W wielu polskich rodzinach pamięć o poległych bliskich i ich zasługach dla ojczyzny przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Dla wielu młodych te dokonania członków ich rodzin są powodem do dumy i wzorem do naśladowania.
- Kiedyś w Gimnazjum moja wnuczka miała napisać wypracowanie z historii. Napisała wspomnienie o swoim dziadku, a moim mężu – Janie Rutynie. To było o jego działalności w czasie okupacji na terenie Skarżyska. Profesorka była zdziwiona jego treścią i mile zaskoczona wiedzą na ten temat – uśmiecha się Eulalia Rutyna z Wrocławia.
- To dzięki pomocy babci udało mi się napisać to wypracowanie. Historia Szarych Szeregów była zawsze tematem rozmów w naszym domu. Jestem z tego dumna. Byłam w Stanach, kiedy dowiedziałam się, że babcia jedzie na takie rocznicowe spotkanie do Skarżyska. Powiedziałam, że jadę razem z nią. Nie wierzyła. Przyjechałam z babcią, ale przede wszystkim ze względu na dziadka – mówi Asia, wnuczka Jana Rutyny.
- Muszę powiedzieć, że tata bardzo długo skrywał informacje o swojej przeszłości. Ja o pewnych rzeczach nie wiedziałam. Dopiero później, jako osoba dorosła dowiedziałam się, jakie zasługi dla Polski wniósł mój ojciec. Teraz rozumiem, dlaczego. Chciał nas chronić. To były czasy prześladowań byłych działaczy AK – wyjaśnia Barbara Wyszyńska, córka Jana Rutyny, która przyjechała z Katowic.
- Ja o dokonaniach dziadka dowiedziałem się paręnaście lat temu. Dziadek od czasu do czasu podtykał mi różne książki, by zainteresować mnie Szarymi Szeregami. Dzięki temu zacząłem się interesować rejonem świętokrzyskim. Tu działały różne organizacje partyzanckie, gdzie walczył mój dziadek i wujek - mówi Maciej Wyszyński z Katowic.
W Skarżysku uroczystości z okazji siedemdziesiątej rocznicy powstania Szarych Szeregów odbyły się dwudziestego czwartego i dwudziestego piątego września. Zakończyło je złożenie kwiatów pod pomnikiem „Ku czci harcerzy poległych za Ojczyznę 1939 – 1945”.
© Maciej Wesołowski / TSK24 Team