- Kategoria: Wywiady
- User
Oby nie był ostatnim
Mówią, że nie święci garnki lepią. Pan Jarosław Rodak z Rędocina robi to od czterdziestu lat. I robi to na tyle dobrze, że na IV Konkursie Europejskiej Sztuki Ludowej otrzymał nagrodę Grand Prix w dziedzinie garncarstwa.
Tegoroczny Konkurs pod hasłem „Z nitki i z gliny” zorganizowany był przez Muzeum Częstochowskie w ramach X Dni Europejskiej Sztuki Ludowej. W konkursie wystartowało ponad osiemdziesięciu artystów - twórców ludowych z Polski, Czech, Słowacji, Litwy i Ukrainy.
Wywiad z Jarosławem Rodakiem – laureatem Honorowej Nagrody Kolberga oraz tegorocznym zdobywcą nagrody Grand Prix w dziedzinie garncarstwa.
Jak Pan dostał się do tego konkursu? Czy ktoś to Panu zaproponował?
- Mnie już znają. Dostałem zaproszenie i dokumenty do wypełnienia ze zgłoszeniem. Wysłałem je, a później zawiozłem to, co zrobiłem specjalnie na konkurs: naczynia na wino, miodownicę, dzban i masielnicę. Pod koniec czerwca było rozstrzygnięcie konkursu. Teraz odebrałem nagrodę.
Od jak dawna Pan sie tym trudni?
- Od czterdziestu lat.
Ale robi Pan to tak sam z siebie, czy to raczej rodzinna tradycja?
- Dziadek i ojciec mojej żony byli garncarzami. Kiedy wżeniłem się w tę rodzinę, zacząłem uczyć się tego rzemiosła. Z początku, kiedy pracowałem jeszcze na Zakładach Metalowych w Skarżysku, żeby być o godzinie siódmej w pracy wstawałem o czwartej rano. Z powrotem w domu byłem wieczorem. Kiedyś to, co się zrobiło skupowała Cepelia. Kiedy zacząłem wyrabiać te garnki i wychodziło mi to całkiem nieźle pomyślałem, że skoro inni się z tego utrzymują, mogę i ja. I tak zostałem chałupnikiem.
Właściwie, jaki asortyment Pan wyrabia?
- To są naczynia użytkowe. Dzbany, dwojaki duże, małe z przykrywką i bez. Asortyment jest różny. Czasami do pieca wkładam trzydzieści, czterdzieści wzorów. Jaki się jedzie na Targi Sztuki Ludowej do Kazimierza Dolnego, Krakowa czy Lublina dobrze jest mieć ze sobą jak najwięcej wzorów. Jest ich kilkadziesiąt, tylko później rynek weryfikuje, które najlepiej schodzą. Bo zrobić można dużo tylko później ciężko jest sprzedać.
Ile czasu zajmuje Panu wyprodukowanie jednego wazonu?
- Trochę to trwa. Najpierw trzeba przygotować do tego glinę, zrobić wazon, przykleić do niego ucho, później go wysuszyć, nałożyć szkliwo i wypalić w piecu. Nieraz trwa to cały miesiąc, bo muszę zapełnić piec żeby utrzymała się odpowiednia temperatura. To jest około tysiąca stopni Celsjusza. Proces powolnego wypalania od momentu rozpalenia do pełnego ognia trwa gdzieś dziesięć godzin. Sam piec grzany jest od dwudziestu czterech do dwudziestu sześciu godzin. To zależy od wielkości wyrobów. Stopniowo muszą nabierać temperatury, bo inaczej zaczęłyby pękać . Wtedy jest to duża strata.
Skąd pan bierze surowiec?
- Kupuję go na kopalni glinki ceramicznej w Zapniowie koło Przysuchy. Glinę sam wybieram. To nie może być biała glina, bo ona zawiera margiel. Kiedy produkt po wyjęciu z pieca łapie wilgoć, on odpryskuje.
Ile godzin dziennie spędza Pan przy tworzeniu tych wyrobów?
- Około jedenastu godzin. Nieraz nawet szesnaście. Chodzi o doklejanie uszu do dzbanów . Musi być odpowiednia temperatura. Za każdym razem po wyjęciu z pieca sprawdzam każdą sztukę, czy nie jest pęknięta. Nieraz trzeba podszlifować szkliwo.
Czy ktoś Panu w tym pomaga?
- Trochę żona. Tylko przy doklejeniu uszu.
Oprócz walorów ozdobnych, praktycznie do czego Pana wyroby mają zastosowanie?
- Wie Pan… dzbanki to dzbanki. Ludzie przeważnie napełniają je mlekiem, wazony z kwiatami wodą, a misy z przykrywami wypełniają bigosem, który można również podgrzewać w piecu i podać na stół.
Czym dla Pana jest ta nagroda?
- Jest to dla mnie prestiżowa nagroda, bo ufundowana przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ale w swoim dorobku mam nagrodę Oskara Kolberga, która jest największym wyróżnieniem dla twórcy ludowego. W zeszłym roku otrzymałem stypendium z Ministerstwa Kultury. Z tej okazji prowadziłem zajęcia z młodzieżą. Patronatem objąłem Szkołę Podstawową w Mroczkowie i Gminny Ośrodek w Bliżynie.
Ile Pan ma lat?
- Sześćdziesiąt dwa.
Myśli Pan, że ktoś z rodziny przejmie to rzemiosło i podtrzyma rodzinną tradycję?
- Syn trochę się w to bawi, ale ma swój zawód i pracę.
© Rozmawiał: Maciej Wesołowski, Foto: Waldemar Kwiecień / TSK24 Team